Konstytucja w art. 2 mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Można ten przepis rozumieć np. tak, że przepisy prawa mają być dostosowane do zasad „sprawiedliwości społecznej” (czymkolwiek różni się ona od zwykłej sprawiedliwości). Tymczasem w art. 1 poselskiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym (druk sejmowy nr 1727) czytamy, że ma on stać na straży „praworządności i sprawiedliwości społecznej”, co sugeruje, że ta druga może stać w konflikcie z pierwszą. Nie jest to przejęzyczenie, czego dowód można znaleźć w uzasadnieniu projektu:

[…] uznać należy, że w państwie demokratycznym, w którym jedną z podstawowych zasad konstytucyjnych jest zasada rządów prawa, które urzeczywistniać ma określone wartości, niezbędne jest, aby interpretacja dokonywana przez Sąd Najwyższy, była zgodna nie tylko z wymogami praworządności formalnej, ale także uwzględniała kontekst aksjologiczny. W życiu społecznym, poza normami prawnymi, funkcjonuje także system norm i wartości nie stypizowanych w ustawach, ale równie ugruntowany, wywodzący się z moralności czy wartości chrześcijańskich. Sprawiedliwość społeczna odgrywa rolę zasady, wzorca, ideału; jest przeniesieniem etycznej i prawnej idei sprawiedliwości w sferę stosunków społeczno-gospodarczych. Konflikt pomiędzy wyznawanymi wartościami, a obowiązującym prawem wywołuje poczucie niesprawiedliwości. Sąd Najwyższy w swych orzeczeniach winien ów dualizm uwzględniać.

Innymi słowy: może się zdarzyć, że prawo mówi jedno, a „sprawiedliwość społeczna” drugie. Co ma w takiej sytuacji zrobić Sąd Najwyższy? Otóż nie ma on co do zasady orzec zgodnie z prawem, tylko „uwzględnić ów dualizm”. PiS popycha sądownictwo w kierunku PRL, gdzie art. 48 konstytucji stanowił: „Sądy stoją na straży ustroju Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ochraniają zdobycze polskiego ludu pracującego, strzegą praworządności ludowej, własności społecznej i praw obywateli, karzą przestępców”. Nawet jeśli obowiązujące przepisy kłocą się ze „sprawiedliwością społeczną”, to partia ta zamiast je zmienić i uprościć proponuje możliwość ich niestosowania (jak to się ma do tego, że Polska jest „państwem prawnym”?). Przypomina się historia Sądu Najwyższego w PRL:

Początkowo SN funkcjonował zgodnie z nadal obowiązującym ustawodawstwem przedwojennym, zmienianym powoli i jedynie fragmentarycznie; […]. W drugiej połowie 1948 r. w Polsce - podobnie jak we wszystkich skomunizowanych i uzależnionych od ZSRR krajach — na sygnał z Moskwy doszło do wewnętrznego przesilenia w partii komunistycznej. Rozpoczął się najgorszy okres stalinowski, w tym upodabnianie wszelkich instytucji i rozwiązań oraz treści prawa do wzorów radzieckich. Wówczas to 27 listopada 1948 r. Zgromadzenie Ogólne SN uznało, że orzecznictwo oraz zasady prawne przedwojenne, jeśli są niezgodne z aktualnym ustrojem, mają tylko znaczenie historyczne. W niejednoznacznej formule zostało to później (12 lutego 1955 r.) przez SN rozciągnięte także na przedwojenne ustawy. Główne zmiany w organizacji wymiaru sprawiedliwości oraz w procedurach sądowych (karnej i cywilnej) miały miejsce w latach 1949-1950. Wiele z nich przetrwało — w całości lub w części — do końca systemu komunistycznego w Polsce, tzn. do 1989 r. lub nawet nieznacznie dłużej.